Minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował, że w Polsce rozpoczęła się piąta fala koronawirusa. Wariant Omikron, który okazał się bardziej zaraźliwy niż poprzednie mutacje, może spowodować, że codziennie będzie przybywało nawet 100 tys. przypadków zakażeń. O takiej lub wyższej liczbie infekcji mówią ośrodki MOCOS i ICM. Szczyt ma się pojawić w połowie lutego lub na początku marca.
Większa liczba chorych oznacza także większą liczbę osób skierowanych na kwarantannę. Jak zauważają eksperci, takie liczby mogą oznaczać katastrofę dla polskiej gospodarki, bo z rynku nagle "zniknie" 1-1,5 mln pracowników. Jak poinformował TVN24, Rządowe Centrum Bezpieczeństwa zakłada jeszcze gorszy scenariusz i rozsyła do operatorów infrastruktury krytycznej, np. w branży energetycznej, ostrzeżenia, że w najbliższym czasie należy przygotować się na braki 25-30% załogi.
Ministerstwo Zdrowia zamierza zmienić przepisy i skrócić okresy kwarantanny i izolacji. Nadzieją jest także praca zdalna, jednak nie wszędzie da się ją wprowadzić. Ok. 80% Polaków od początku pandemii nie pracowało na home office, więc piąta fala może mieć wpływ na niemal całą gospodarkę. — Mówimy tu o praktycznie całym przemyśle i produkcji, handlu detalicznym, budownictwie, części usług czy logistyce. W tych sektorach poza backoffice nie da się pracować zdalnie — mówi Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego i ekspert rynku pracy.
Czy w związku z tym można spodziewać się, że place budowy opustoszeją, a w sklepach będą większe kolejki? — Nie da się tego wykluczyć, wszystko zależy od rozwoju epidemii. Trzeba jednak mieć świadomość, że luty i marzec mogą być pod tym względem trudne dla pracodawców — mówi zastępca dyrektora PIE. Szczególnie że nawet bez epidemii Polska musi radzić sobie z niedoborem pracowników - liczba wakatów jest na rekordowych poziomach, najwyższych od czterech lat.
Wielu pracowników nie będzie mogło przyjść do pracy również wtedy, gdy kontakt z chorym będzie miało ich dziecko. Będą musieli wtedy zostać z nim w domu.
— Oczywiście wielu pracodawców już dziś masowo testuje swoich pracowników, promuje też w zakładach pracy szczepienia przeciwko COVID-19. Muszą też mocniej kłaść nacisk na stosowanie zasady DDM, czyli zachowanie dystansu, dezynfekcja oraz obowiązek noszenia maseczek. Problem w tym, że to wszystko jedynie ograniczy proces zakażeń, ale na pewno go nie wyeliminuje — tłumaczy Andrzej Kubisiak.
fot. unsplash.com
oprac. /kp/