
Rządowy projekt deregulacji, zamiast upraszczać procedury, wprowadza chaos i zagraża cennym obszarom zieleni – uważają przyrodnicy. Jak ostrzegają, deweloperzy mogą zyskać ułatwiony dostęp do historycznych parków i alei, a wszystko za sprawą zasady "milczącej zgody".
Nowe przepisy, procedowane w ramach ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu uproszczenia procedur administracyjnych oraz wsparcia przedsiębiorczości, mogą otworzyć furtkę do masowej wycinki drzew w miejscach o szczególnym znaczeniu kulturowym i przyrodniczym. Wynika z nich, że jeśli konserwator zabytków nie odpowie na wniosek o wycinkę w ciągu 30 dni, historyczna zieleń będzie mogła zostać usunięta, nawet bez wcześniejszych oględzin.
To już druga próba wprowadzenia podobnych ułatwień. Poprzedni projekt, ujęty w ustawie o ochronie przyrody, spotkał się z ostrą krytyką organizacji pozarządowych i negatywną opinią Państwowej Rady Ochrony Przyrody. Co więcej, wiceminister resortu środowiska Mikołaj Dorożała nazwał go "Lex Szyszko II", nawiązując do kontrowersyjnej ustawy z czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości, i zapowiedział wstrzymanie prac.
Pracownia na rzecz Wszystkich Istot zwraca uwagę na brak transparentności procesu legislacyjnego. – Informacji o twórcach rozwiązań legislacyjnych próżno szukać w uzasadnieniach czy w ocenach skutków regulacji. Wiadomo, że wiele z tych propozycji powstało w ramach prac kierowanych przez „Króla Paczkomatów”, pana Rafała Brzoskę. Wygląda więc na to, że kolejne projekty przygotowywane są przez ministerstwa, które nie mają kompetencji w danym obszarze. Ponadto procedowanie jest pospieszne bez przeprowadzenia konsultacji społecznych, ale i bez konsultacji międzyresortowych. Co budzi poważne wątpliwości, jeśli chodzi o transparentność procesu – tłumaczą przyrodnicy.
Dodają, że kwestia ułatwień w wycinaniu drzew, której nie udało się "przepchnąć" przez Ustawę o ochronie przyrody, jest teraz forsowana poprzez zmiany w Ustawie o ochronie zabytków. – Jeśli np. jakiś park, ogród lub aleja drzew wpisane są do rejestru zabytków, a powód usunięcia z nich drzew jest inny niż prowadzenie prac konserwatorskich lub restauratorskich, to wystarczy zgłoszenie konserwatorowi zabytków. Gdy konserwator nie odpowie w ciągu 30 dni, to usunięcie drzew będzie możliwe zgodnie z zasadą „milczącej zgody” – wyjaśnia organizacja.
Kolejną kwestią jest chaos i podwojenie procedur – tej z Ustawy o ochronie przyrody z Ustawą o ochronie zabytków. Byłyby to przepisy sprzeczne ze sobą nawzajem i wskazujące różne terminy. – Przede wszystkim jednak projekt ten stanowi zagrożenie dla szczególnie cennej ze względów przyrodniczych, ale i kulturowych zieleni. Usuwa się też minimalny wymóg wizji lokalnej i weryfikacji przez uprawniony do tego organ. Biorąc zaś pod uwagę bardzo krótki czas na przeprowadzenie postępowania i brak obowiązku oględzin, otrzymujemy przepis na katastrofę. Ważne historycznie miejsca – przypałacowe parki, ogrody, piękne aleje – mogą być ogołocane z zieleni. Straci na tym przyroda, dziedzictwo kulturowe, ale i społeczeństwo. Kto zyskuje? Oczywiście deweloperzy – komentuje Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
Będąca u władzy Koalicja 15 Października zobowiązała się w swoich "100 konkretach na pierwsze 100 dni rządów" do "skończenia z wycinką drzew w miastach i zapewnienia ochrony bioróżnorodności na terenach miejskich". Obecne propozycje zdają się stać w sprzeczności z tymi obietnicami. – To właśnie zieleń w miejscach zabytkowych jest zapisem naszej historii i tradycji, wymaga więc szczególnej troski oraz namysłu odpowiedzialnych za to urzędników. Nierzadko konieczne są profesjonalne badania i ekspertyzy, a nie pośpiech i tworzenie systemu prawnego, który doprowadzi do tragicznych w skutkach efektów dla przyrody krajobrazu i naszej kultury – podsumowuje Radosław Ślusarczyk.
fot. arch. red.
oprac. /kp/