Dzień Wolności Podatkowej to graniczna data, po przekroczeniu której podatnik przestaje pracować dla rządu, a zaczyna na siebie. Tym razem przypada 13 czerwca w 164. dniu tego roku. Na opłacenie wszystkich danin, czyli podatków, niezależnie od tego jak się nazywają, w tym opłat i składek, które są obowiązkowe, pracujemy w tym roku 163 dni z 365. To, że jest to o 9 dni krócej niż w zeszłym roku, wynika z księgowych zapisów – nominalnego wzrostu PKB oraz tego, że rząd coraz bardziej zadłuża państwo poza budżetem.
DWP w Polsce oblicza Centrum im. Adama Smitha od 1994 r. W zbliżonym terminie do obecnego przypadał 14 czerwca w latach 2008 i 2009. W 2021 r. było to 22 czerwca, w 2020 r. - 10 czerwca, w 2019 r. - 8 czerwca, a w 2018 r. - 6 czerwca.
Autorzy badania tłumaczą, że DWP jest symbolicznym momentem. W ciągu roku pracujemy, jednocześnie zarabiamy i płacimy podatki oraz składki bez rozdzielania tych czynności. Gdybyśmy jednak umownie w pierwszej kolejności opłacali wszystkie podatki zapłacone w ciągu całego roku, to dzień, w którym pieniądze po wcześniejszym opłaceniu wszystkich nałożonych na nie obciążeń, byłyby symbolicznym Dniem Wolności Podatkowej.
Przy jego obliczaniu sprawdzana jest relacja udziału wszystkich wydatków sektora publicznego (tj. budżetu państwa, wydatków samorządów, rządowych funduszy celowych itp.) do Produktu Krajowego Brutto.
To, że w tym roku DWP przypada szybciej, nie oznacza, że naprawdę zmniejszyły się nasze obciążenia podatkowe. Jak podkreśla Centrum A. Smitha, zmiana daty jest wynikiem wyłącznie nominalnego wzrostu PKB w relacji do wydatków sektora publicznego. Nominalnie PKB rośnie z powodu wysokiej inflacji, a nie dlatego, że spadają obciążenia podatkowe. Dodatkowo w czasie pandemii rząd stworzył tarcze antykryzysowe oraz zwiększył wydatki, które nie są umieszczane ani w budżecie państwa, ani nie są pokazywane w krajowej statystyce. Są zaś umieszczane w statystyce unijnej.
Na koniec I kwartału państwowy dług publiczny wyniósł 1,137 bln zł. W ciągu kwartału zmniejszył się o 1%. W tym samym czasie dług sektora instytucji rządowych i samorządowych wyniósł 1,416 bln zł i w ciągu trzech miesięcy wzrósł o niespełna 5,3 mld zł. Różnica pomiędzy dwoma sposobami raportowania wynosi już ponad 278,6 mld zł i jest to dług, który kiedyś w jakiś sposób trzeba będzie spłacić. – Rosnący dług publiczny jest też podatkiem, tyle że płacony w ratach przez żyjące pokolenia i jeszcze nienarodzone. Jest miarą poważnej wady ustrojowej i choroby obecnego modelu demokracji – tłumaczy Centrum A. Smitha.
– Rząd komplikuje system podatkowy w Polsce. Zmienia go w sposób niekonsekwentny. Z jednej strony ogranicza liczbę grup społecznych, które płacą podatek PiT (np. o emerytów), z drugiej nie ogranicza aparatu biurokratycznego. Oznacza to coraz poważniejszy kłopot dla coraz mniejszej grupy podatników. System podatkowo został sklasyfikowany w ramach państw należących do OECD na przedostatniej pozycji ze względu na brak jego przejrzystości oraz jego zawiłości. Przedostatnie miejsce zostało przyznane przed wejściem w życie rozwiązań tzw. Polskiego Ładu. Do czasu jego wprowadzenia według rankingu Banku Światowego "Doing Business" z roku 2020 rozliczanie podatków w Polsce zajmowało już 334 godziny, a w Estonii 50 godzin. Nie wystarczy przyjąć estoński CIT, gdy biurokracja zabiera przedsiębiorcom czas - podsumował Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. A. Smitha.
fot. freepik.com
oprac. /kp/