Jeszcze w tej kadencji rządu ma ulec skróceniu czas pracy. Aktualnie trwają analizy dotyczące wprowadzenia czterodniowego tygodnia pracy. Centralny Instytut Ochrony Pracy ma przez rok badać, jak wpłynie to na wypadkowość i stan zdrowia pracownika. Badanie ClickMeeting pokazało, że większość pracowników popiera pomysł skrócenia tygodnia pracy o jeden dzień, a im wyższy wiek, tym mniej pozytywnie nastawionych. Wśród zetek i milenialsów jest to prawie 70%, wśród przedstawicieli pokolenia X – 64%, a wśród osób powyżej 60 lat – 53%.
Eksperci mają jednak obawy. – Pomysł skrócenia czasu pracy do 32-35 godzin tygodniowo, czyli o 12-20%, to krok o ogromnej sile rażenia, odpowiednik zniknięcia w Polsce 3-4 mln osób w wieku produkcyjnym. Realizacja tego pomysłu miałaby fatalne skutki. Pogłębiłaby efekty kryzysu demograficznego na rynku pracy. Pogłębiłaby problemy podażowe w gospodarce, gwarantując recesję w krótkim terminie i znacznie wolniejszy wzrost w długim terminie – ocenia Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP.
Jego zdaniem krótszy czas pracy spowodowałby niepokoje społeczne i wzrost poparcia dla skrajnych ugrupowań politycznych. – Byłby źródłem utraty konkurencyjności na tyle znacznej, że nawet w warunkach kryzysu demograficznego może być problem z bezrobociem, głównie młodych, którzy nie będą dość wydajni, by w cztery dni zapracować na galopującą płacę minimalną względem średniej płacy w gospodarce wśród trzech najwyższych w UE – podkreśla ekspert. Dodaje, że przy gwałtownie obniżonej dostępności nisko kwalifikowanej pracy mniejsze byłyby szanse na miejsca pracy o wyższej wartości dodanej i wyższych wynagrodzeniach, które powstają wokół istniejących fabryk w skojarzeniu z produkcją. – Atrakcyjne miejsca pracy powstają z czasem wokół niskopłatnych miejsc pracy na zasadzie kuli śniegowej. Przerwanie tych procesów to przepustka do relokacji inwestycji z Polski – wskazuje Kamil Sobolewski.
fot. freepik.com
oprac. /kp/